niedziela, 14 września 2014

Stracona nadzieja... #3



Kolejny raz nasze Sroki są w, nie oszczędzajmy języka, gównianej sytuacji. Czy z niej wybrnął? Jeśli tak to w jaki sposób? Przekonajcie się sami ;)
Zapraszam do czytania i zachęcam do komentowania (:
Pozdrawiam, Cornet.



Odzyskał przytomność z rękoma skutymi na plecach. Był w ciężarówce albo innym środku transportu. W środku było ciemno, ledwo widział na oczy. Cała część, w której się znajdował, była zakryta płachtą.
Spróbował się odezwać, ale tylko syknął czując ból w szczęce. "Pięknie" – pomyślał. Oczy powoli przyzwyczaiły się do ciemności. Naliczył pięć osób.
- Patrzę, że się wyspałeś. – powiedziała cynicznie postać z długimi włosami. – Dobrze, że ciągle żyjesz.
- Hołek? – spytał po cichu, ból powoli ustępował.
- Ta. Jesteśmy w komplecie. – odparł Hołek. - Chociaż nie wiem ile czasu zostało dla Windi'ego...
- Co się stało? – spytał niemalże przerywając przyjacielowi. Jego głos był cichy i ledwie słyszalny.
- Magdusia nas złapała. – rzucił Szczurek. – Dogadała się ze Sparkiem i Golniszewskim.
- Gdzie ona jest? – sierżant starał się podnieść, jednak tym razem odezwały się obolałe plecy.
- Jedzie w innym samochodzie. – odparła Kate. – Razem z tymi skurwielami i…
- Majką. – dokończył za nią. – Jeśli jej coś zrobi…
- Tak, tak. Zabijesz go. Wszyscy o tym wiemy. – przerwał mu nonszalancko Hołek. – Przestań obiecywać, a zacznij działać! - dodał groźnie.
- Pierdol się. – syknął do niego Demon. – Jest całą moją rodziną. Nikt mi więcej nie został, więc daruj sobie.
- Bo?
- Stulcie się! Obaj. – przerwał im Kamil. Wszystkie oczy skierowały się ku niemu. – Mam lepsze pytania, gdzie my, kurwa, jesteśmy i dokąd jedziemy?
- Zaraz się dowiemy. – odparł Szczurek czując, że ciężarówka stanęła. – Chyba będziemy wysiadać.
- Co z Windowsem? – spytał nagle Dean.
- Jest ledwo ciepły. Nie wiemy czemu. – odpowiedział mu Kamil, spuszczając głowę.
-Antywirus nie zadziałał. – rzucił Demon. Wszyscy spojrzeli ku niemu. W ich wzroku odczytał zdziwienie z nutką strachu. – Może się zmienić w każdej chwili. Więc cokolwiek Golniszewski planuje, będzie zabawnie. – dokończył sierżant wybuchając histerycznym śmiechem. Wszyscy przełknęli ślinę.
Ciężarówka stanęła. Żołnierze zaczęli wyciągać Sroki pojedynczo. Dean widział, jak kolejni członkowie oddziału znikają z ciężarówki. W końcu został sam. Siedział oparty o ściankę, która oddzielała go od kabiny kierowcy.
Do środka weszły dwie postacie. Pierwsza, wzięła zamach i kolbą karabiny uderzyła sierżanta w skroń. Demon padł na ziemię. Czuł kolejne kopnięcia w tors. Po raz pierwszy, od bardzo dawna, modlił się o swoją śmierć.
W końcu przestali. Odetchnął z ulgą, ale szarpnięcie za nogi sprawiło, że zachłysnął się powietrzem. Żołnierze siłą i bezceremonialnie wyciągnęli go z ciężarówki.
Dean spadł z hukiem na ziemię i sykną cicho z bólu. Gwałtownie podnieśli go za ręce. Stał lekko zgarbiony, z opuszczoną głową. Nie wiedział czy utrzymywał się o własnych siłach, czy raczej padłby jak długi, gdyby nie jego dwóch oprawców.
Kolejne szarpnięcie, tym razem do tyłu, za włosy. Jego oczom ukazała się twarz okaleczona twarz Golniszewskiego.
- Jakieś ostatnie słowa? – spytał pułkownik. Demon zaśmiał się histerycznie.
- Dobrze wiesz, że nie uda ci się mnie zabić. Wrócę. JA zawsze wracam. – znów wybuchł histerycznym śmiechem, który urwał nagle, pod wpływem uderzenia w brzuch. Żołnierze go puścili. Sierżant klęczał na ziemi, powoli łapiąc oddech.
- Coś jeszcze, skurwielu? – warknął. Dean nie odpowiedział. Podniósł głowę i z głupim uśmiechem spojrzał w twarz pułkownika, na którą splunął krwią.
Golniszewski wyprowadził kolejne uderzenie, tym razem w skroń. Świat Demona przekręcił się o 180 stopni., zaczął być rozmazany. Sierżant leżał na ziemi i wyraźnie się śmiał. Pułkownik zaczął coś krzyczeć, ale Dean nie rozumiał ani jednego słowa. Żołnierze znów go szarpnęli za ręce i zaczęli ciągnąć w nieznanym kierunku…




Demon leżał na środku hali. Żołnierze którzy go zostawili, rozkuli mu ręce. Powoli odzyskiwał siły, kiedy dobiegł go znajomy, kobiecy głos. Był nieco przytłumiony, jakby słyszany z oddali. Dean zaczął podnosić głowę. Widział kilka rozmazanych plam, które powoli zaczęły zmieniać się w konkretne kształty. Kiedy wzrok wrócił mu całkowicie, rozejrzał się dookoła i od razu poznał miejsce, hala Włókniarz. Ściana na którą się patrzył, była w rzeczywistości złożonymi trybunami, nad którymi znajdowały się balkony i reszta miejsc dla widzów. Po jego prawej i lewej stronie były bramki do futsalu, za którymi były korytarze z drzwiami. Jedne prowadziły do szatni, w głębi budynku, a drugie, do głównego holu z głównym wyjściem i schodami na trybuny.
Dean spróbował się podnieść z ziemi, ale bez większego efektu. Nie licząc syknięcia z bólu. Czuł się, jakby był połamany.
Usłyszał śmiech, znajomy śmiech. Zebrał w sobie resztki sił i podniósł się na nogi, ku wyraźnemu zdziwieniu śmiejących się postaci. W prawdzie, lekki podmuch wystarczyłby, żeby go przewrócić. Jednak nie dawał po sobie tego poznać… Z postawy, bo wyglądał o wiele gorzej. Chuda i ściągnięta twarz, zaschnięta krew w okolicach nosa i ust. Bliżej mu było do zombie niż człowieka.
Popatrzył na balkony. Było tam kilkanaście postaci. Poznał praktycznie wszystkie. Magda, Spark i Golniszewski, a przed nimi klęczały resztki jego oddziału i Majka. Dookoła „gości”, naliczył też kilku żołnierzy.
„Obstawa musi być” – pomyślał Dean próbując się zaśmiać, ale ból w żebrach stanowczo mu przeszkodził. Natychmiast złapał się za obolałe miejsce.
- Nawet nie szukaj swojej broni! - krzyknął nonszalancko Golniszewski. - Nie popełnię tego samego błędu Demon. Tym razem osobiście będę patrzył jak zdychasz. - pułkownik podniósł trzymaną w ręku krótkofalówkę. - Wpuścić je.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz