sobota, 6 września 2014

Stracona nadzieja...#1


Jak mówiłem, kolejny fragment przed nami. A w zasadzie dwa, jednak były zbyt krótkie aby dać je pojedynczo.
Zaczynamy kolejny, a zarazem ostatni rozdział naszej przygody ze Srokami. W poprzednim, współpracę z naszym oddziałem zakończył, dość majestatyczny sposób, pułkownik Golniszewski. Zarażony Windows, nieprzytomna Kate. Wszyscy wyrzuceni ze śmigłowca. Jak tym razem poradzi sobie nasz sierżant Dean? Przekonajcie się sami...



Demon wypadł ze śmigłowca robiąc na ziemi kilka fikołków. Kolba karabinu prawie połamała mu szczękę. Hołek, Kamil i Szczurek byli nieziemsko zdziwieni widząc turlającego się dowódcę. A jeszcze bardziej, słysząc krzyk Windowsa, który wypadł, niczym kłoda, zaraz za nim.
Dean wstał i zaczął sprawdzać stan ekwipunku, kiedy do jego mózgu dotarła ważna informacja. „Kate została w śmigłowcu!”
Zauważyli kolejne wypadające ciało. Sierżant szaleńczo ruszył przed siebie. Padł na ziemię, gdy tylko złapał dziewczynę.
Kamil był w kompletnym szoku, tylko Hołek ze Szczurkiem nie przestali strzelać. Zombie jednak wciąż nadchodziły ze wszystkich stron. Wyglądało to, jakby z jednego martwego, wyrastały dwa kolejne.
- Szczurek! Weź Windowsa i wynośmy się stąd! - wrzasnął Dean.
- Ta jest! – odparł żołnierz.
Szybko ruszył do rannego członka oddziału. Windows tylko krzyknął z bólu, gdy Szczurek podciągnął go na równe nogi.
Hołek cofając się, klepnął Kamila, który w końcu oprzytomniał.
- Dwóch rannych! Idę do przodu! Osłaniaj tyły, ale bądź zaraz za nami! - policjant tylko kiwnął potakująco głową. Żołnierz w tym czasie wyminął Demona, który niósł na rękach nieprzytomną Kate, i strzelającego z pistoletu Szczurka, na którym wręcz wisiał Windows.
Ruszyli Skłodowskiej-Curie, po czym skręcili w Legionową. Dean nakazał trzymania się głównych ulic. Obawiał się utknięcia w których z mniejszych alejek.
Minęli szkołę, z której wręcz wylewały się zombie. Kolejna szansa na kryjówkę została spalona. Sierżant wciąż tylko klną pod nosem.
Dotarli do pawilonów, które były określane „Centrum Handlowe Rynek Sienny”. W rzeczywistości był to jeden, długi i jednopiętrowy budynek, w którym znajdowały się przeróżne sklepy i usługi. Miał kilka wejść, ale wchodząc jednym, można było spokojnie przejść na sam koniec.
Tym razem szczęście zdecydowanie nie było po ich stronie. Każde kolejne sprawdzane drzwi były zamknięte. Do czasu aż Hołek nie wpadł na salon Orange. Trze wielkie szyby, osłonięte metalowym stelażem, były wystarczająco przekonujące. Obok drzwi leżał martwy mężczyzna w firmowej koszulce. Żołnierz znalazł w jego rękach klucze do drzwi.
Gdy tylko wbiegli do środka, Demon położył Kate na stole, a Szczurek posadził Windowsa na krześle. Hołek zamknął drzwi, a dla pewności, z pomocą Kamila, zastawił je wielką kanapą.
Pomieszczenie w którym się znajdowali, było wręcz ogromne. Na dwóch ścianach były gabloty ze smartfonami i tabletami, a przynajmniej powinny tam być, bo teraz świeciły pustkami. Na końcu pomieszczenia, naprzeciwko drzwi, znajdowały się dwa główne biura, a obok nich, po prawej stronie pomieszczenie z kasą. Po lewej zaś, mały magazynek. Na środku, pojedyncze biurka dla doradców klienta. Wystrój całości był w kolorze czerni, pomarańczy i bieli, z drewnianymi elementami.
Hołek z Kamilem szybko przeszukali cały salon. Czysto. Dean przejechał dłońmi od czoła, przez włosy i zaplótł dłonie na karku. Trójka, wciąż żywych żołnierzy, usiadła na krzesłach. Panowała martwa cisza.
- Co tam się stało? W śmigłowcu? – spytał Hołek przerywając martwicę. Spoglądał cały czas na twarz przyjaciela. Dean spokojnie wyciągnął i zapalił papierosa.
- Golniszewski dogadał się ze Sparkiem. Znów spisał mnie na straty. - sierżant otarł palcami oczy. - ZNÓW JEBANY SKURWIEL MNIE ZDRADZIŁ! – wrzasnął, przy okazji zwalając monitor z biurka.
- Czemu wyrzucili Windowsa i Kate? – dopytał Szczurek.
- Windows za dużo widział, w dodatku jest zarażony, a im szkoda marnować antywirusa. Mojego, jebanego antywirusa. - Demon zaciągnął się papierosem. - A Kate? Postawiła im się, więc wyleciała. Wszystkich nas spisali na straty.
- A Magda? – spytał Hołek odpalając papierosa.
- Wystraszony cywil. Jakie może sprawić zagrożenie? Rząd, w razie problemów, i tak się wszystkiego wyprze. – rzucił sierżant. Znów zapadła martwa cisza.
- Więc co robimy? – spytał Kamil wstając z krzesła. – Tu raczej i tak nie zostaniemy.
Dean patrzył się w drewnianą posadzkę, na która zrzucił i butem zagasił niedopałek.
- Musimy ocucić Kate i dostać się na lotnisko.
- Po co na lotnisko? - zdziwił się Szczurek.
- Obiecałem coś komuś, a JA dotrzymuję słowa. - odparł cichym i lodowatym tonem.



Ocucenie Kate nie było trudne. Zawsze miała wrażliwy nos, więc wystarczyła pierwsza lepsza śmierdząca rzecz. Posłużyli się butami Szczurka. Dziewczyna wstała jak poparzona.
- O kurwa, co za smród. – sypnęła podnosząc się z biurka. Spojrzała na szydercze uśmiechy reszty oddziału. – Debile... Wiecie, miałam okropny sen, chodzące zwłoki, wyrzucenie ze śmigłowca… - Kate umilkła na chwilę widząc wymęczoną twarz Demona. Zrozumiała, że to nie był sen.
- Wynośmy się stąd. Windows ma coraz mniej czasu. – szepnął Dean. Zaciągnął arafatkę na usta i ruszył do drzwi.
Zerknął przez okna, ze wszystkich zombie które ich ścigały, zostały tylko jednostki. Odsunął na bok kanapę, a Szczurek, Kamil i Hołek natychmiast stanęli celując w drzwi. „Osłaniamy” mówiły ich miny. Demon popatrzył na nich i krzywo się uśmiechnął, jednak nie było tego widać przez arafatkę.
Drzwi zostały otwarte. Dean po cichu wyszedł na zewnątrz. Wyciągnął nóż i wbijał w głowy kolejnych szwendaczy.
Wszyscy po prostu zgłupieli. Nie wiedzieli co mają robić, bo nie padł żaden rozkaz. Hołek w końcu się ocknął i ruszył na zewnątrz, po nim Szczurek. Jeden spojrzał w lewo, drugi w prawo. Czysto.
Kamil podniósł Windowsa i wyprowadził go z budynku. Ostatnia, ze swoją snajperką, Kate.
Wyszli.
Wszyscy.
Dean stał bez ruchu obok wejścia. Smród ciał, które leżały u jego stóp był straszny. Najbardziej odczuł to zarażony Windows, który zwymiotował praktycznie od razu po wyjściu.
Sierżant spojrzał na swój mały, i naprawdę kiepsko wyglądający oddział. Rzucił krótko „ruszamy dalej” i ruszył przed siebie. Reszta była zaraz za nim…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz