6.
Cofnęli się do ściany Ratusza,
przywarli do niej jakby chcieli zniknąć, ale o to
nadchodziło nieuniknione. Stado żywych trupów szło w ich stronę,
a oni nie mogli nic zrobić. Kamil z Piotrkiem odruchowo wyciągnęli
broń i zaczęli strzelać, trafiając mniej lub bardziej celniej.
Rozległ się głos broni automatycznej
i snajperki. Odezwały się Sroki, ale co zdziałają dwie osoby
przeciwko takiej masie?
Pierwsze strzały Kate zatrzymały
część przeciwników, Spark w tym czasie przywiązał linę do
komina i zjechał po niej na ulicę. Oddał krótkie serie do
zbliżających się nieumarłych, po czym natychmiast podbiegł do
grupki wciąż żywych osób.
- Strzelajcie w głowę, nic innego ich
nie powstrzyma – rzucił Spark wciąż puszczając serię z
karabinu.
- Będzie jakieś wsparcie? Nasze nie
odpowiada. – Odparł Kamil strzelając na lewo i prawo do wciąż
zbliżających się truposzy.
- Zaraz ma podjechać. Ej chłopaczku z
dziewczyną, umiecie obsługiwać broń? – sypnął szybko do
brunetki i chłopaka. Nie odpowiedzieli, pomachali przecząco
głowami. Podał im dwie Beretty, które sam odbezpieczył.
- Strzelać celnie, w głowę, jasne? –
spytał, przeładowując swoją broń. Tym razem kiwnęli potakująco
głową. – Kate, jak z tobą?
- Skąd ich kurwa tylu?! Zostały mi
trzy magazynki, ale jeśli wsparcie zaraz nie podjedzie, to jestem w
dupie. Osłaniaj mnie, idę do was. – odparła Kate. Po czym
zarzuciła snajperkę na plecy i przyczepiła się do liny po której
zjechała na ulicę. Spark w tym czasie wybiegł na środek i zaczął
strzelać do zombie. Kate, gdy tylko wylądowała podniosła
snajperkę do góry i puściła dwa strzały prosto w głowę, która
rozpadła się na kawałki. Szybko dołączyła do Sparka i razem
podbiegli do grupki pod ścianą osłaniając się nawzajem.
- Gdzie to pierdolone wsparcie?! –
krzyknęła Kate do Sparka.
- Ciszej … Słyszysz to? – spytał
się Spark, milknąc na chwilę, by zaraz oddać kolejną serię ze
swojego M16.
W oddali było słychać warkot
silnika. Rosomak wjechał na dużej prędkości w sam środek zombie,
wieżyczka strzelała na lewo i prawo. Po chwili wóz zatrzymał się,
stanął tak, że tylko końcówka była naprzeciwko nim. „Demon?
Czy to możliwe?” Krążyły myśli Kate.
Otworzyły się tylne klapy Rosomaka,
wypadło z nich dwóch żołnierzy, strzelając zaczęli podchodzić
do grupki ludzi skulonej przy ścianie Ratusza. Ze środka Rosomaka
zaczęły wydobywać się strzały, wysiadł jeden człowiek. Dobrze
zbudowany, z czworokątną twarzą, ścięty na irokeza z odpalonym
papierosem w ustach. Miał na sobie standardowy strój Srok,
dodatkowo miał skórzane rękawiczki bez palców.
Strzelał wychodząc z Rosomaka, nad
wyraz dokładnie, jeden strzał – jeden trup, podręcznikowo. Kiedy
w jego M4 zabrakło amunicji, nie przeładował, chwycił za granat i
cisnął nim w zombie, po czym dobył z kabur Beretty. Słał kolejne
serie kul do umarlaków. Kiedy skończyła mu się amunicja,
popatrzył na grupkę zdziwionych osób stojących przy ścianie
Ratusza.
- Specjalne zaproszenie mam kurwa
pocztą wysłać?! Ruszać dupę i do środka!! – krzyknął. Po
czym przeładował oba pistolety i posłał kolejną serię.
Wiele rzeczy związanym z Demonem
przemknęło przez myśl Kate, ale szybko się otrząsnęła i
pognała do Rosomaka. Reszta ludzi pobiegła za nią.
Demon znów przeładowywał, obejrzał
się za siebie, wszyscy w środku, schował pistolety do kabur,
odwrócił się plecami do przeciwników i wolnym krokiem wyrzucając
papierosa za siebie wszedł do Rosomaka. Klapy się zatrzasnęły,
wieżyczka atakowała gradem pocisków.
- Jazda, do punktu zbiórki. Drogi nie
muszę tłumaczyć. – Rzucił Demon do kierowcy, po czym sięgnął
pod siedzenie i wyciągnął apteczkę. – Które z was dało się
dziabnąć?
- Ja. - rzucił chłopak pokazując
ranę na przedramieniu.
Demon otworzył apteczkę, wyciągnął
z niej strzykawkę, w której znajdował się zielonkawy płyn. Po
chwili podał mu jeszcze opaskę uciskową. Chłopak wyraźnie się
wystraszył.
- Nie martw się, to będzie jak
dawanie w żyłę, szybciej zadziała.
- C-co t-to j-je-est? – wydusił z
siebie chłopak z trudem.
- To antywirus, powstrzyma działanie
tego świństwa które jest w Tobie, nie zamienisz się w jedną z
tych kreatur, a ja nie będę musiał rozpieprzyć twojej głowy na
miliard kawałków. Założysz w reszcie tą opaskę? – wyrzucił z
siebie znów podając opaskę dla chłopaka, który
posłusznie nałożył ją na
przedramię i zacisnął jednym końcem. Demon wyszukał żyły i
wbił się natychmiast, gwałtownie i bez litości. Chłopak
zaskowytał z bólu, ale Demon wstrzyknął mu cały płyn po czym
zabrał opaskę i schował do apteczki razem ze strzykawką.
- Dokąd jedziemy? – spytał Spark.
- Na lotnisko, a raczej to coś, co
jest nazywane lotniskiem.
- Tam jest punkt zbiórki? – zdziwiła
się Kate.
- Tak kochanie, dokładnie tam. –
Rzucił Demon ironicznie akcentując całe zdanie. – Jest tam na
tyle miejsca, żeby jakiś śmigłowiec mógł wylądować. Poza tam,
jedziemy tam na chwilę, zaraz znów nas wyjebią w sam środek tego
gówna. – Demon spojrzał na Majkę. Znów sięgnął pod
siedzenie, wyciągnął skórzaną kurtkę. Podał dziewczynie. –
Masz, załóż, cała się trzęsiesz.
Dziewczyna przyjęła ją bez zbędnego
marudzenia. Założyła ją na siebie i wtuliła w nią z całej
siły, niczym małe dziecko, szukając tam schronienia. Patrzyła pod
nogi, praktycznie nie poruszając się. Chłopak był otumaniony po
antywirusie, z kolei Piotrek znajdował się w szoku i kompletnie
milczał. Kamil jako jedyny z cywilów jeszcze kontaktował.
- Tylko tylu was jest? – rzucił
nagle Kamil do Srok. – Pięciu plus kierowca i strzelec?
-Nie, na lotnisku jest jeszcze kilku,
ogólnie jest nas 10– odpowiedział Demon wyciągając paczkę
papierosów i częstując policjanta.
- Czyli jeszcze trzech… - urwał
policjant. – I będziecie tu wracać?
- Zapewne. – Odparł Demon odpalając
papierosa.
- Będę mógł pójść z wami? Z
Piotrkiem raczej się nie dogadam, a jeśli mam siedzieć z zamkniętą
mordą przez całą noc, to pierdole to – wyrzucił z siebie
policjant.
- Chętnie bym cię wziął ze sobą,
ale ludzie wybrani do mojego oddziału muszą być zaakceptowani
przez mojego dowódcę… - Demon urwał na chwilę, zobaczył jak
policjant opuszcza głowę. „Kurwa, tylko nie rycz człowieku…”
przeszło mu przez myśl. – Jak pojedziemy na lotnisko, to
zaprowadzę cię do niego. Jest skurwielem i mnie nie lubi. Ale w
takiej sytuacji powinien się zgodzić. – Policjant natychmiast
podniósł głowę i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Dzięki. Mam nadzieję, że będę
mógł ruszyć z wami.
„Nawet nie wiesz w co się pakujesz…”
przemknęło Demonowi przez myśli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz