piątek, 1 sierpnia 2014

Witamy w piekle 2...



Poznajcie pierwszych uratowanych... No może nie wszystkich, lecz dopiero się rozkręcamy ;)

Zapraszam również na moją stronę na FB(link znajdziecie w karcie u góry), gdzie niedługo pojawi się informacja na temat najnowszego projektu, który pisany jest lepszym stylem z lepszą korektą. Projekt nie jest związany z apokalipsą zombie.

Wybaczcie mi również niektóre błędy czy niedociągnięcia w tym fragmencie. Robię co mogę, aby to poprawić, jednak wciąż wiele potrafi mi umknąć.

Pozdrawiam, Cornet. (:





Była ich czwórka. Młoda dziewczyna ubrana w czarny top i ciemne jeansy z rudymi włosami, trzymała w dłoni Glocka, z przodu mężczyzna w średnim wieku, miał czarną, z białymi prześwitami, brodę, wąsy i włosy, ubrany w policyjny uniform ściskający strzelbę Mossberg 500. Pomiędzy nimi dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, podobni do siebie jak dwie krople wody. Ciemne blond włosy, dziewczynka była ubrana w spódniczkę i koszulkę, a chłopiec w krótkie spodenki i bluzę z kapturem.
Dopadli drzwi kościoła. Jednak pech ich nie opuszczał. Zamknięte. Policjant zaczął w nie uderzać pięścią. Żadnej odpowiedzi.
- Otwórz drzwi! Nie jesteśmy zarażeni! – zaczął krzyczeć.
- Nie! Wpuścicie tu te cholerstwa! Nie ma mowy! – odpowiedział mu męski głos zza drzwi.
- Maciek, zbliżają się! – wrzasnęła dziewczyna. Policjant zmielił przekleństwo pod nosem.
- Wpuść nas! – krzyknął pełnym rozpaczy głosem mężczyzna.
- Pozbądźcie się ich! Inaczej nie ma mowy! – znów odparł głos zza drzwi.
- Sukinsynu! Będziesz miał nas wszystkich na sumieniu, łącznie z tą dwójką dzieci! – warknął policjant. Zagłuszyły go strzały pistoletu. Dziewczyna otworzyła ogień.
- Maciek! – krzyknęło rude dziewczę.
- Gówno mnie to obchodzi! Zwycięstwo albo śmierć! Wasza decyzja! – rzucił głos.
Strzały dziewczyny były dalekie od celnych. W mgnieniu oka opróżniła cały magazynek. Zaczęła przeładowywać, a dzieci szybko schowały się za nią. Policjant wyskoczył przed nią i wypalił ze strzelby. Zwiększył ich skuteczność, ale i to było za mało. Zombie zbliżały się do nich krok po kroku, metr po metrze.
Mężczyzna zaczął przeładowywać, dziewczyna strzelać, ale trupy wciąż się zbliżały. Jeden z nich, jakby zjawił się znikąd i rzucił na policjanta. Kobieta odwróciła się plecami do bandy nieumarłych chowając za sobą dzieci.
Dwa strzały z broni snajperskiej. Policjant z zamkniętymi oczami dopiero po chwili zauważył, że walczy, z martwym ciałem. Tym razem, naprawdę martwym.
Dwa rzędy ludzi ubranych w szare moro siało ogniem na wszystkie strony. Celnie, trafiając niemalże za każdym razem. Na przodzie trzej mężczyźni, dwóch ze strzelbą. Trzeci, nieco wysunięty pomiędzy nimi, z bronią automatyczną.
Nie minęło pół minuty, a banda zombie została rozgromiona. Dowódca dał znak aby przerwać ogień, po czym ręką przywołał snajperów. Dziewczyna ze strachu, wciąż chowała za sobą dzieci. Dowódca oddziału podszedł i pomógł wstać policjantowi. Ten dopiero zauważył ich stroje.
- Sroki. – rzucił policjant, bardziej do siebie niż do kogokolwiek. – Dzięki za ratunek.
- Taka nasza rola. - odparł z lekkim uśmiechem dowódca. - Sierżant Dean, dowodzę tym oddziałem. Spark, zajmij się tą dziewczyną i dziećmi.
- Ta jest. – odpowiedział mu żołnierz, po czym ruszył wykonać rozkaz.
- To jest cały oddział ratunkowy? Nie zgubiliście nikogo po drodze? – rzucił zszokowany policjant.
- To nie było zbyt miłe, zwłaszcza widząc naszą siłę ognia… - mówił Demon odchodząc z policjantem na bok rozmawiając, gdzie kontynuowali rozmowę.

- Proszę pani, nic pani nie jest? – rzucił Spark.
- Nie. Ni…c. TY?! Ze wszystkich bohaterów ja musiałam trafić na ciebie?! – wyrzuciła ze wściekłością dziewczyna.
- Też się cieszę, że cię widzę.. – odparł nieco przestraszony żołnierz. – Szefie?! Pamiętasz jak wspominałem o byłej dziewczynie?
- Taaa. I co w związku z tym? – spytał powoli sierżant nie odwracając nawet głowy.
- Znalazłem ją. – oznajmił Spark. Demon przerwał rozmowę z policjantem. Odwrócił głowę i zbadał dziewczynę wzrokiem.
- O, cześć Magda. – powiedział spokojnym głosem.
- Witaj James, jak zwykle ty też musisz tu być. – znów wyrzuciła z jadem dziewczyna. Sierżant wyraźnie stał niewzruszony.
- Tak, tak. Jak zwykle muszę cię ratować. - odparł ze spokojem, po czym machną na nią ręką. - Nieważne. Później popłaczesz. – wrócił do konwersacji z policjantem.
- Ty … - Dziewczyna nie dokończyła. Zauważyła, że to nie miałoby sensu bo Demon i tak jej nie słuchał. Przypomniała sobie, jak bardzo go nienawidzi.
- Znasz go? – spytał w końcu zaskoczony Spark.
- Dawne dzieje. – odpowiedziała odwracając się do dzieci. Uznała ich rozmowę za zakończoną...

Oddział skupił się w zwartym szyku. Snajperzy obserwowali wejście na cmentarz, które było naprzeciwko drzwi kościoła. To same, przez które przed chwilą wchodzili.
- Tylko tylu was jest? Ty, dziewczyna i dwójka dzieciaków? – spytał Demon.
- Był jeszcze jeden. Został w jednym z budynków po tym, jak jeden z nich go dopadł. No i jest ten skurwiel w kościele, przez którego prawie zginęliśmy! - wrzasnął odwracając głowę w kierunku drzwi. - Gdyby nie wy oczywiście. – dokończył spokojnie patrząc na sierżanta.
- Hołek, chodź no tutaj.
- No co trzeba? – spytał natychmiast żołnierz.
- W kościele jest jakiś dziad, który spisał ich na straty. Co z nim robimy? - sierżant mówił ze spokojem i nutką cynizmu. Policjant obserwował żołnierzy badawczym wzrokiem
- No jak to co? Ratujemy oczywiście! – rzucił Hołek uśmiechając się ironicznie.
- Tak też myślałem. – odparł Demon spoglądając na resztę oddziału – Juri, zabierz stąd wszystkich. Spotkamy się po drugiej stronie ulicy jak tylko „pomożemy” rannemu w kościele.
- Ta jest. Wszyscy za mną! – rzucił żołnierz po czym ruszył przed siebie, a za nim reszta ludzi. Maciek również, chociaż niechętnie. Odwrócił się jeszcze kilkukrotnie, spoglądając na sierżanta.


Hołek popatrzył na Demona, który wyraźnie nad czymś myślał. Wyciągnął paczkę papierosów, poczęstował przyjaciela.
- Jak chcesz go wykurzyć? – spytał Hołek odpalając fajkę.
- Zapukam. – żołnierz niemalże zadławił się dymem.
- Zapukasz?! – wręcz krzyknął do sierżanta.
- Zapukam. – potwierdził niewzruszony. – Pamiętasz Ukrainę? - Demon spojrzał na kolegę.
- Ciężko mi ją do dziś zapomnieć.. – odparł Hołek zaciągając się dymem.
- Pamiętasz UKRAINĘ?! – Dean powtórzył pytanie wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Żołnierz w końcu pojął myśl przyjaciela.
- Tą Ukrainę. - Hołek pokręcił przecząco głową. - Więc tak chcesz zapukać?
- Dokładnie tak. – odpowiedział Demon. „Dokładnie tak” powtórzył w myślach.
Sierżant podszedł do drzwi. Uderzył w nie kilkukrotnie pięścią. Żadnej odpowiedzi. Powtórzył atak.
- Powiedziałem idźcie stąd! – wrzasnął na nich głos zza drzwi.
- Tu oddział ratunkowy, przybyliśmy po ocalałych! – odparł ze spokojem Dean. Przyjaciel popatrzył na niego z uśmiechem.
- Ha! Gówno, nie jesteście mi potrzebni! Zanim dotrzemy do waszego miejsca ewakuacji dawno zginiemy! O nie, zostanę tutaj i będę żył, a wy idźcie! Bądźcie karmą dla tych stworzeń! - wyrzucił jednym tchem mężczyzna za drzwiami.
-Ten człowiek mnie irytuje. – rzucił Hołek. Demon tylko wzruszył ramionami.
- Liczę do pięciu. Jeśli mi nie otworzysz, uznam cię za zarażonego i zacznę strzelać. – rzucił Dean obojętnym tonem. Głos zza drzwi zamilkł.
- Może jest przygłuchy i trzeba krzyczeć? – wtrącił cynicznie Hołek. Sierżant znowu tylko wzruszył ramionami
- Masz tą małą strzelbę „na wszelki wypadek”? – spytał Demon spoglądając na kolegę. Ten pokiwał potakująco głową i wyciągnął z plecaka obrzyna dubeltówki. Dean uśmiechnął się pod nosem – Doliczę do pięciu. Nie otworzy, strzelaj na wysokości nóg. A jak otworzy … To też strzel.
- Jasne. Znam zasady.
- Zaczynam liczyć! – krzyknął odchodząc od drzwi Demon. Znowu zero odpowiedzi. Hołek zajął miejsce sierżanta i zaczął celować. – Raz… Dwa… Trzy… Czteeeeery. – przeciągnął. Usłyszeli jak mężczyzna w pośpiechu otwiera blokady zamka. – Pięć. - dokończył szybko Dean.
Drzwi się otworzyły, równocześnie ze strzałem. Trafienie idealne. Prosto w kolana mężczyzny. Odrzut odepchnął jego nogi do tyłu i góry, mężczyzna upadł na twarz. Demon natychmiast do niego dopadł i zaczął uderzać jego twarzą o posadzkę...

Zatrzymali się za jednym z samochodów. Aby móc obserwować wejście i część głównej drogi, Juri przywarował przy masce. Obok niego Spark, który przysiadł opierając się o drzwi. Dalej Kate, która obserwowała resztę głównej drogi po prawej stronie. Reszta przytrzymała się dwa metry za nimi na uboczu.
- Co oni tam robią? – Kamil skierował pytanie do Sparka. Jęki i krzyki były słyszalne aż przy ich pozycji.
- Po tych hałasach… Obstawiałbym Ukrainę. – odpowiedział bez wzruszenia Spark. Popatrzył w stronę kościoła.
- Ukrainę? – spytał się Kamil. – Czym jest Ukraina?
- Taki kraj. – wtrąciła Kate. – Nie wiesz o tym?
- To nie jest śmieszne – policjant obrzucił ją wrogim spojrzeniem - Spark, czym jest Ukraina?
- Sposób przesłuchania, torturowania i katowania człowieka, który Demon opanował do perfekcji podczas akcji na Ukrainie. – odparł Spark wyciągając papierosa. – Widziałem to na własne oczy. Do dziś dręczą mnie koszmary.
- Mnie też.. – odezwał się z tyłu Gwiazdor.
- Jest aż tak strasznie? – spytał Kamil.
- Nawet gorzej. – odparł Juri. – Jak myślisz, dlaczego kazał mi was wyprowadzić?


Hołek kończył palić papierosa.
- Skończyłeś już? – spytał ze znużeniem.
- Prawie. – odparł sierżant odwracając mężczyznę na plecy. – Zostawiłeś ich na pewną śmierć. Młodą dziewczynę, mężczyznę i dwójkę dzieci! Myślałeś, że cię uratuję?! Chyba śnisz. - Dean wyciągnął nóż z pochwy przy kostce i przyłożył go do szyi swojej ofiary.
- Pośpiesz się. – poganiał go Hołek.
Ranny mężczyzna próbował coś wybełkotać. Jednak wybita połowa zębów oraz złamana szczęka i nos, były skutecznym utrudnieniem. Demon wyciągnął swoją benzynową zapalniczkę, srebrną i elegancką. Szybko rozgrzał nóż, po czym zbliżył go do oczodołu ofiary. Wykonał dwa ruchy. Mężczyzna tylko zawył z bólu.
Dean zostawił go, widząc leżący obok pistolet. Zastąpił go Hołek. Przykucnął nad wijącym się z bólu mężczyzną, pociągnął ostatni raz dym z papierosa. Wypuścił go prosto w twarz ich ofiary, która patrzyła się na niego jednym okiem jakie mu zostało. Jeśli dało się w nim coś odczytać, to był to strach..
- A co tam, też się zabawię. – szepnął Hołek sam do siebie.
Popatrzył na papierosa. „Idealna końcówka” - pomyślał.
Wbił niedopałek w drugie oko. Znów zaczął krzyczeć i wić się z bólu. Hołek odsunął się na bok, robiąc tym samym miejsce dla sierżanta. Ten kucnął przy mężczyźnie.
- Taka jest kara! - Dean próbował przebić się przez krzyk ofiary. - Wiem, że mnie słyszysz! Doczołgaj się do broni w kościele i sam ze sobą skończ albo czekaj aż zjedzą cię żywcem. Twój wybór. – Demon wyrzucił broń do kościoła na oślep i odszedł od mężczyzny..

Powoli ruszyli do wyjścia z cmentarza. Sierżant odpalił papierosa. W oddali słyszeli nadchodzących zombie.
- Myślisz, że dojdzie? – spytał nagle Hołek.
- Widziałeś kiedyś chodzącego po Ukrainie? – odpowiedział pytaniem Dean.
- Nie.
- Więc znasz odpowiedź. – odparł.
Dotarli do oddziału, który mierzył ich wzrokiem. Szczególnie ich dowódcę. Miał całe ręce ubrudzone krwią.
- Co z nim zrobiłeś? - spytała rudowłosa dziewczyna trzęsąc się ze strachu. – Zabiłeś?
- Jak odchodziliśmy, to jeszcze żył. – odparł Demon zaciągając się papierosem.
Magda chciała zadać kolejne pytanie, ale jej głos załamał się kiedy usłyszała krzyk mężczyzny z kościoła.

- Chodźmy stąd albo będziemy następni. – rzucił Juri ruszając przed siebie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz