Poznajcie pierwszych uratowanych... No może nie wszystkich, lecz dopiero się rozkręcamy ;)
Zapraszam również na moją stronę na FB(link znajdziecie w karcie u góry), gdzie niedługo pojawi się informacja na temat najnowszego projektu, który pisany jest lepszym stylem z lepszą korektą. Projekt nie jest związany z apokalipsą zombie.
Wybaczcie mi również niektóre błędy czy niedociągnięcia w tym fragmencie. Robię co mogę, aby to poprawić, jednak wciąż wiele potrafi mi umknąć.
Pozdrawiam, Cornet. (:
Była ich czwórka. Młoda dziewczyna ubrana w czarny top i ciemne jeansy z rudymi włosami,
trzymała w dłoni Glocka, z przodu mężczyzna w średnim wieku,
miał czarną, z białymi prześwitami, brodę, wąsy i włosy,
ubrany w policyjny uniform ściskający strzelbę Mossberg 500.
Pomiędzy nimi dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, podobni do
siebie jak dwie krople wody. Ciemne blond włosy, dziewczynka była
ubrana w spódniczkę i koszulkę, a chłopiec w krótkie spodenki i
bluzę z kapturem.
Dopadli drzwi kościoła. Jednak pech ich nie opuszczał. Zamknięte. Policjant zaczął w nie uderzać pięścią. Żadnej
odpowiedzi.
- Otwórz drzwi! Nie jesteśmy
zarażeni! – zaczął krzyczeć.
- Nie! Wpuścicie tu te cholerstwa! Nie
ma mowy! – odpowiedział mu męski głos zza drzwi.
- Maciek, zbliżają się! –
wrzasnęła dziewczyna. Policjant zmielił przekleństwo pod nosem.
- Wpuść nas! – krzyknął pełnym
rozpaczy głosem mężczyzna.
- Pozbądźcie się ich! Inaczej nie ma
mowy! – znów odparł głos zza drzwi.
- Sukinsynu! Będziesz miał nas
wszystkich na sumieniu, łącznie z tą dwójką dzieci! – warknął
policjant. Zagłuszyły go strzały pistoletu. Dziewczyna otworzyła
ogień.
- Maciek! – krzyknęło rude
dziewczę.
- Gówno mnie to obchodzi! Zwycięstwo
albo śmierć! Wasza decyzja! – rzucił głos.
Strzały dziewczyny były dalekie od
celnych. W mgnieniu oka opróżniła cały magazynek. Zaczęła
przeładowywać, a dzieci szybko schowały się za nią. Policjant
wyskoczył przed nią i wypalił ze strzelby. Zwiększył ich
skuteczność, ale i to było za mało. Zombie zbliżały się do
nich krok po kroku, metr po metrze.
Mężczyzna zaczął przeładowywać,
dziewczyna strzelać, ale trupy wciąż się zbliżały. Jeden z
nich, jakby zjawił się znikąd i rzucił na policjanta. Kobieta
odwróciła się plecami do bandy nieumarłych chowając za sobą
dzieci.
Dwa strzały z broni snajperskiej.
Policjant z zamkniętymi oczami dopiero po chwili zauważył, że
walczy, z martwym ciałem. Tym razem, naprawdę martwym.
Dwa rzędy ludzi ubranych w szare moro
siało ogniem na wszystkie strony. Celnie, trafiając niemalże za
każdym razem. Na przodzie trzej mężczyźni, dwóch ze strzelbą.
Trzeci, nieco wysunięty pomiędzy nimi, z bronią automatyczną.
Nie minęło pół minuty, a banda
zombie została rozgromiona. Dowódca dał znak aby przerwać ogień,
po czym ręką przywołał snajperów. Dziewczyna ze strachu, wciąż
chowała za sobą dzieci. Dowódca oddziału podszedł i pomógł
wstać policjantowi. Ten dopiero zauważył ich stroje.
- Sroki. – rzucił policjant,
bardziej do siebie niż do kogokolwiek. – Dzięki za ratunek.
- Taka nasza rola. - odparł z lekkim
uśmiechem dowódca. - Sierżant Dean, dowodzę tym oddziałem.
Spark, zajmij się tą dziewczyną i dziećmi.
- Ta jest. – odpowiedział mu
żołnierz, po czym ruszył wykonać rozkaz.
- To jest cały oddział ratunkowy? Nie
zgubiliście nikogo po drodze? – rzucił zszokowany policjant.
- To nie było zbyt miłe, zwłaszcza
widząc naszą siłę ognia… - mówił Demon odchodząc z
policjantem na bok rozmawiając, gdzie kontynuowali rozmowę.
- Proszę pani, nic pani nie jest? –
rzucił Spark.
- Nie. Ni…c. TY?! Ze wszystkich
bohaterów ja musiałam trafić na ciebie?! – wyrzuciła ze
wściekłością dziewczyna.
- Też się cieszę, że cię widzę..
– odparł nieco przestraszony żołnierz. – Szefie?! Pamiętasz
jak wspominałem o byłej dziewczynie?
- Taaa. I co w związku z tym? –
spytał powoli sierżant nie odwracając nawet głowy.
- Znalazłem ją. – oznajmił Spark.
Demon przerwał rozmowę z policjantem. Odwrócił głowę i zbadał
dziewczynę wzrokiem.
- O, cześć Magda. – powiedział
spokojnym głosem.
- Witaj James, jak zwykle ty też
musisz tu być. – znów wyrzuciła z jadem dziewczyna. Sierżant
wyraźnie stał niewzruszony.
- Tak, tak. Jak zwykle muszę cię
ratować. - odparł ze spokojem, po czym machną na nią ręką. -
Nieważne. Później popłaczesz. – wrócił do konwersacji z
policjantem.
- Ty … - Dziewczyna nie dokończyła.
Zauważyła, że to nie miałoby sensu bo Demon i tak jej nie
słuchał. Przypomniała sobie, jak bardzo go nienawidzi.
- Znasz go? – spytał w końcu
zaskoczony Spark.
- Dawne dzieje. – odpowiedziała
odwracając się do dzieci. Uznała ich rozmowę za zakończoną...
Oddział skupił się w zwartym szyku.
Snajperzy obserwowali wejście na cmentarz, które było naprzeciwko
drzwi kościoła. To same, przez które przed chwilą wchodzili.
- Tylko tylu was jest? Ty, dziewczyna i
dwójka dzieciaków? – spytał Demon.
- Był jeszcze jeden. Został w jednym
z budynków po tym, jak jeden z nich go dopadł. No i jest ten
skurwiel w kościele, przez którego prawie zginęliśmy! - wrzasnął
odwracając głowę w kierunku drzwi. - Gdyby nie wy oczywiście. –
dokończył spokojnie patrząc na sierżanta.
- Hołek, chodź no tutaj.
- No co trzeba? – spytał natychmiast
żołnierz.
- W kościele jest jakiś dziad, który
spisał ich na straty. Co z nim robimy? - sierżant mówił ze
spokojem i nutką cynizmu. Policjant obserwował żołnierzy
badawczym wzrokiem
- No jak to co? Ratujemy oczywiście! –
rzucił Hołek uśmiechając się ironicznie.
- Tak też myślałem. – odparł
Demon spoglądając na resztę oddziału – Juri, zabierz stąd
wszystkich. Spotkamy się po drugiej stronie ulicy jak tylko
„pomożemy” rannemu w kościele.
- Ta jest. Wszyscy za mną! – rzucił
żołnierz po czym ruszył przed siebie, a za nim reszta ludzi.
Maciek również, chociaż niechętnie. Odwrócił się jeszcze
kilkukrotnie, spoglądając na sierżanta.
Hołek popatrzył na Demona, który
wyraźnie nad czymś myślał. Wyciągnął paczkę papierosów,
poczęstował przyjaciela.
- Jak chcesz go wykurzyć? – spytał
Hołek odpalając fajkę.
- Zapukam. – żołnierz niemalże
zadławił się dymem.
- Zapukasz?! – wręcz krzyknął do
sierżanta.
- Zapukam. – potwierdził
niewzruszony. – Pamiętasz Ukrainę? - Demon spojrzał na kolegę.
- Ciężko mi ją do dziś zapomnieć..
– odparł Hołek zaciągając się dymem.
- Pamiętasz UKRAINĘ?! – Dean
powtórzył pytanie wyraźnie akcentując ostatnie słowo. Żołnierz
w końcu pojął myśl przyjaciela.
- Tą Ukrainę. - Hołek pokręcił
przecząco głową. - Więc tak chcesz zapukać?
- Dokładnie tak. – odpowiedział
Demon. „Dokładnie tak” powtórzył w myślach.
Sierżant podszedł do drzwi. Uderzył
w nie kilkukrotnie pięścią. Żadnej odpowiedzi. Powtórzył atak.
- Powiedziałem idźcie stąd! –
wrzasnął na nich głos zza drzwi.
- Tu oddział ratunkowy, przybyliśmy
po ocalałych! – odparł ze spokojem Dean. Przyjaciel popatrzył na
niego z uśmiechem.
- Ha! Gówno, nie jesteście mi
potrzebni! Zanim dotrzemy do waszego miejsca ewakuacji dawno
zginiemy! O nie, zostanę tutaj i będę żył, a wy idźcie! Bądźcie
karmą dla tych stworzeń! - wyrzucił jednym tchem mężczyzna za
drzwiami.
-Ten człowiek mnie irytuje. – rzucił
Hołek. Demon tylko wzruszył ramionami.
- Liczę do pięciu. Jeśli mi nie
otworzysz, uznam cię za zarażonego i zacznę strzelać. – rzucił
Dean obojętnym tonem. Głos zza drzwi zamilkł.
- Może jest przygłuchy i trzeba
krzyczeć? – wtrącił cynicznie Hołek. Sierżant znowu tylko
wzruszył ramionami
- Masz tą małą strzelbę „na
wszelki wypadek”? – spytał Demon spoglądając na kolegę. Ten
pokiwał potakująco głową i wyciągnął z plecaka obrzyna
dubeltówki. Dean uśmiechnął się pod nosem – Doliczę do
pięciu. Nie otworzy, strzelaj na wysokości nóg. A jak otworzy …
To też strzel.
- Jasne. Znam zasady.
- Zaczynam liczyć! – krzyknął
odchodząc od drzwi Demon. Znowu zero odpowiedzi. Hołek zajął
miejsce sierżanta i zaczął celować. – Raz… Dwa… Trzy…
Czteeeeery. – przeciągnął. Usłyszeli jak mężczyzna w
pośpiechu otwiera blokady zamka. – Pięć. - dokończył szybko
Dean.
Drzwi się otworzyły, równocześnie
ze strzałem. Trafienie idealne. Prosto w kolana mężczyzny. Odrzut
odepchnął jego nogi do tyłu i góry, mężczyzna upadł na twarz.
Demon natychmiast do niego dopadł i zaczął uderzać jego twarzą o
posadzkę...
Zatrzymali się za jednym z samochodów.
Aby móc obserwować wejście i część głównej drogi, Juri
przywarował przy masce. Obok niego Spark, który przysiadł
opierając się o drzwi. Dalej Kate, która obserwowała resztę
głównej drogi po prawej stronie. Reszta przytrzymała się dwa
metry za nimi na uboczu.
- Co oni tam robią? – Kamil
skierował pytanie do Sparka. Jęki i krzyki były słyszalne aż
przy ich pozycji.
- Po tych hałasach… Obstawiałbym
Ukrainę. – odpowiedział bez wzruszenia Spark. Popatrzył w stronę
kościoła.
- Ukrainę? – spytał się Kamil. –
Czym jest Ukraina?
- Taki kraj. – wtrąciła Kate. –
Nie wiesz o tym?
- To nie jest śmieszne – policjant
obrzucił ją wrogim spojrzeniem - Spark, czym jest Ukraina?
- Sposób przesłuchania, torturowania
i katowania człowieka, który Demon opanował do perfekcji podczas
akcji na Ukrainie. – odparł Spark wyciągając papierosa. –
Widziałem to na własne oczy. Do dziś dręczą mnie koszmary.
- Mnie też.. – odezwał się z tyłu
Gwiazdor.
- Jest aż tak strasznie? – spytał
Kamil.
- Nawet gorzej. – odparł Juri. –
Jak myślisz, dlaczego kazał mi was wyprowadzić?
Hołek kończył palić papierosa.
- Skończyłeś już? – spytał ze
znużeniem.
- Prawie. – odparł sierżant
odwracając mężczyznę na plecy. – Zostawiłeś ich na pewną
śmierć. Młodą dziewczynę, mężczyznę i dwójkę dzieci!
Myślałeś, że cię uratuję?! Chyba śnisz. - Dean wyciągnął
nóż z pochwy przy kostce i przyłożył go do szyi swojej ofiary.
- Pośpiesz się. – poganiał go
Hołek.
Ranny mężczyzna próbował coś
wybełkotać. Jednak wybita połowa zębów oraz złamana szczęka i
nos, były skutecznym utrudnieniem. Demon wyciągnął swoją
benzynową zapalniczkę, srebrną i elegancką. Szybko rozgrzał
nóż, po czym zbliżył go do oczodołu ofiary. Wykonał dwa ruchy.
Mężczyzna tylko zawył z bólu.
Dean zostawił go, widząc leżący
obok pistolet. Zastąpił go Hołek. Przykucnął nad wijącym się z bólu mężczyzną, pociągnął
ostatni raz dym z papierosa. Wypuścił go prosto w twarz ich
ofiary, która patrzyła się na niego jednym okiem jakie mu
zostało. Jeśli dało się w nim coś odczytać, to był to strach..
- A co tam, też się zabawię. –
szepnął Hołek sam do siebie.
Popatrzył na papierosa. „Idealna
końcówka” - pomyślał.
Wbił niedopałek w drugie oko. Znów zaczął krzyczeć i wić się z bólu.
Hołek odsunął się na bok, robiąc tym samym miejsce dla
sierżanta. Ten kucnął przy mężczyźnie.
- Taka jest kara! - Dean próbował
przebić się przez krzyk ofiary. - Wiem, że mnie słyszysz!
Doczołgaj się do broni w kościele i sam ze sobą skończ albo
czekaj aż zjedzą cię żywcem. Twój wybór. – Demon wyrzucił
broń do kościoła na oślep i odszedł od mężczyzny..
Powoli ruszyli do wyjścia z cmentarza.
Sierżant odpalił papierosa. W oddali słyszeli nadchodzących
zombie.
- Myślisz, że dojdzie? – spytał
nagle Hołek.
- Widziałeś kiedyś chodzącego po
Ukrainie? – odpowiedział pytaniem Dean.
- Nie.
- Więc znasz odpowiedź. – odparł.
Dotarli do oddziału, który mierzył
ich wzrokiem. Szczególnie ich dowódcę. Miał całe ręce ubrudzone
krwią.
- Co z nim zrobiłeś? - spytała
rudowłosa dziewczyna trzęsąc się ze strachu. – Zabiłeś?
- Jak odchodziliśmy, to jeszcze żył.
– odparł Demon zaciągając się papierosem.
Magda chciała zadać kolejne pytanie,
ale jej głos załamał się kiedy usłyszała krzyk mężczyzny z
kościoła.
- Chodźmy stąd albo będziemy
następni. – rzucił Juri ruszając przed siebie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz