W tym fragmencie, pragnę was zaprosić do centrum handlowego :)
Centrum handlowe było jednopiętrowe i wyglądało jak wielki prostokąt, w odcieni ciemnej pomarańczy. Dwa główne wejścia od północnej strony były przeszklone, a przed nimi rozciągał się parking.
Żołnierze przyszli od strony północno-wschodniej. Taktycznie. Jeden
biegnie, drug osłania. Dean przywarował do ściany centrum, Hołek
chował się za samochodem. Sierżant wyjrzał za róg, czysto,
osłaniam, biegnij. Żołnierz podbiegł i kucnął przy stojakach na
rowery. Rozejrzał się dookoła. Przywołał przyjaciela ruchem
ręki, który chwilę po tym do niego dołączył.
- Głupota z tym bieganiem. – rzucił
Hołek.
- Możliwe, ale zawsze to trochę
frajdy. – odparł Demon uśmiechając się. Wyciągnął paczkę
papierosów i poczęstował kompana.
- Myślisz, że ktoś tam jest?
- Nie wiem. Być może. –
odpowiedział dowódca odpalając papierosa, swojego i przyjaciela. –
Po to tu jesteśmy. Musimy to sprawdzić.
- Jak myślisz, ile tych skurwieli jest
w środku?
- Nie wiem. – odparł Demon
zaciągając się papierosem. – Obstawiam, że od chuja i urządzimy
sobie ładny konkurs strzelecki.
- Jak na Ukrainie? – znów spytał
Hołek, na twarzy malował mu się wyraźny uśmiech.
- Jak na Ukrainie. – potwierdził
Dean. – Dalej mi wisisz kratkę piwa. Dziś dojdzie druga.
- Zobaczymy. – odparł przyjaciel.
Sprawdził stan amunicji. – Ruszamy?
- Tia. – Demon wsadził papierosa w
usta. I ruszyli przed siebie ramię w ramię.
Ku ich zdziwieniu, drzwi automatyczne
działały, światła również. Weszli do środka i zastała ich
pustka. Żadnych zombie, żadnych żywych. Mijali kolejne sklepy
jubilerskie, RTV, odzieżowe.. uwagę Demona przyciągnęło jedno
stoisko na których wypatrzył arafatki.
- Myślisz, że jak wezmę jedną, to
będą mi mieli to za złe? – spytał Dean.
- Myślę, że tak, ale czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal. – odpowiedział Hołek. W tym czasie
sierżant wypatrzył czarno-białą arafatkę. Zawiązał ją pod
szyją. – Pasuje ci, wiesz?
- Wiem. - odparł spokojnie. Znowu
ruszyli w przed siebie.
Ich oczom ukazała się hala … Pełna
zombie. W każdej alejce stało co najmniej dwudziestu, a po pułkach
wspinali się żywi. Szukali tam ostatniej drogi ucieczki. Demon z
Hołkiem spojrzeli po sobie, kiwnęli głowami, sprawdzili broń.
- Trzy. – zaczął odliczać Hołek.
- Dwa.
- Jeden.
- Start! – rzucili razem po czym
ruszyli przed siebie.
Demon minimalnie wyprzedził Hołka
kiedy wchodzili na halę. Bramki przy wejściu natychmiast się
rozkrzyczały, zwracając na to uwagę zombie.
Żołnierze ruszyli w dwie pierwsze
alejki, każdy osobno. Demon ze swoim „ jeden strzał, jeden trup”
przechodził szybciej niż Hołek strzelający seriami po trzy
pociski. Po każdym zabitym wykrzykiwali liczbę, który zabity z
kolei. Dean czekał na przyjaciela na końcu alejki. Zmienił broń
główną na krótką i zaczął strzelać do przeciwników.
- Czterdzieści pięć. – rzucił
Demon przeładowując broń główną i poboczną, gdy tylko Hołek
do niego dołączył.
- Kurwa, ja ledwo trzydzieści sześć.
- Postaraj się, to może odgryziesz
się w następnej alejce. – odpowiedział mu z uśmiechem Dean. Po
czym ruszył w kolejny sektor.
- O nie, nie przegram tym razem! –
odkrzyknął Hołek i wbiegł na czwartą alejkę.
Demon szedł jak burza zabijając
kolejnych zombie, Hołek nieco z tyłu, ale zaczął go doganiać.
Nie myśleli o ratowaniu ludzi, byli pochłonięci swoim światem,
światem współzawodnictwa.
Oczyszczali kolejne alejki, a ludzie w
nich schodzili z półek ciesząc się, że wciąż żyją. Tymczasem
Demon kończył już szóstą alejkę. Znów spotkali się na końcu
z Hołkiem.
- Ile masz? – spytał Demon
przeładowując broń.
- Sto dwadzieścia, a ty?
- Sto czterdzieści osiem. – odparł.
– Przez ostatnią idziemy razem i lecimy na piwo, co ty na to?
- Zgoda.
Ruszyli ramię w ramię zabijając
kolejnych zombie. Hołek niemalże wyrównał wyniki, ale musiał
przeładować. Dean w tym czasie zwiększył przewagę o dziesięć i
pogrążył Hołka.
Doszli do końca, rozejrzeli się
dookoła. Czysto. Z alejek wychodzili pojedynczy cywile. Było ich
łącznie siedmioro. Demon przywołał ich do siebie, podziękował
Hołkowi za współpracę i zatrzymali się przy jednej z kas.
- Wisisz mi kolejną kratkę. –
rzucił Dean.
- Wiem, wiem. Niedługo się spłacę.
- Kate, co u was? – sypnął sierżant
przez krótkofalówkę. Hołek w tym czasie poszedł po piwa.
- Cisza i spokój, ale chłopaki w
hotelu wyraźnie się zabawiają. Co raz słychać strzały. –
odparła Kate.
- My wyczyściliśmy tutaj, zaraz u was
będziemy, mam jak na razie siódemkę żywych. Bez odbioru. –
Demon wyłączył urządzenie. Hołek otworzył dwa piwa i jedno
podał dla kolegi. Oparli się o kasę, a przed nimi stanęła grupka
ludzi. Mężczyzna w średnim wieku, trójka chłopaków i trzy
dziewczyny, każdy po około szesnaście lat.
- Dzięki za ratunek. – powiedział
nagle mężczyzna badając żołnierzy uważnym spojrzeniem.
- Takie nasze zadanie. – odparł
Demon pociągając łyk piwa. Wyciągnął paczkę papierosów,
poczęstował Hołka i jednego wziął sobie, po czym natychmiast go
odpalił. – Ktoś z was dał się ugryźć?
- Nasz przyjaciel. – odparła
natychmiast dziewczyna z kręconymi blond włosami. - Ale on już …
- Łzy jej poleciały po policzkach. Natychmiast opasał ją
ramieniem jeden z chłopaków.
- Rozumiem. Hołek, skontaktuj się ze
śmigłowcem. Niech wyląduje tutaj na parkingu.
- Ta jest. – odpowiedział po czym
odszedł od nich na kilka kroków.
- Wszystko będzie dobrze. Zaraz was
stąd zabiorą. – powiedział Dean spoglądając na wszystkich.
Popatrzył na szafę z papierosami. Wszystkie możliwe rodzaje i
marki. Natychmiast otworzył plecak i zaczął wrzucać wszystkie po
kolei. Cywile nawet nie reagowali. Byli przybici, ale cieszyli się
tym, że w ogóle żyją.
Po chwili przyszedł Hołek,
natychmiast zwrócił uwagę na zachowanie sierżanta.
- Śmigłowiec będzie za jakieś 20
minut. – powiedział.
- Świetnie. A teraz pomóż mi z tym.
– odpowiedział Demona nawet na niego nie spoglądając.
Hołek od razu ściągnął swój
plecak. Dean sięgnął po krótkofalówkę.
- Kate, pierwszy śmigłowiec
ewakuacyjny będzie za dwadzieścia minut. Wyślij do nas Kamila z
Jurim i cywili. Odbiór.
- Zrozumiałam. Bez odbioru.
- Niedługo będzie śmigłowiec. - rzucił do zebranych cywili. - Musimy z kolegą przejrzeć resztę centrum, więc musicie na nas zaczekać. - wszyscy pokiwali zgodnie głowami. - Miejcie oczy otwarte i krzyczcie gdyby coś się stało. W razie konieczności, musicie rozłupać ich czaszkę. Inaczej się ich nie pozbędziecie.
Dean odwrócił się do przyjaciela, kiwnęli zgodnie głowami i ruszyli w głąb centrum...
Hurra!Internet w telefonie powrócił i od razu poleciałam na Twojego bloga przeczytać zalegle notki. Jestem na koloniach, jak juz wspominałam w poprzednim komentarzu. Całe szczęście nie ominęłam aż tak dużo notek. Uff! Piszesz naprawdę coraz lepiej. Twoje postacie są takie... Prawdziwe. A Demon taki mrrrrroczny (jak to ujęła moja kolezanka z pokoju ^o^). Kocham takich 'złych' bohaterów :) Wprowadzasz naprawdę ciekawe i tajemnicze wątki. Dlaczego oni chcą zabić Deana?
OdpowiedzUsuńNie mam pomysłu na dalszy komentarz, a nasza opiekunka woła mnie na świetlicę, na dyskotekę kolonijną. Widzisz? Ja tu czytam twojego bloga, poświęcając zabawę XD
Sayonara^.^
Kiedy pisałem to opowiadanie, starałem się jak najbardziej przekazać realizm postaci i sytuacji. Co prawda staram się wyrzucać większość przekleństw, ale ciii :D
UsuńDlaczego chcą zabić Dean'a było już wyjaśniane, ale wcześniej ;)
Co do tej dyskoteki, musi zombie ciekawsze :D
Pozdrawiam (:
Zdecydowanie zombie jest ciekawsze. Świadczy o tym nawet to, że gdy nie mogę spać wchodzę na twojego bloga :)
OdpowiedzUsuń