Teraz nieco krócej, czyli sam moment lądowania Srok. Wieczorem będzie główny fragment ; ) Serdecznie zapraszam ; )
Śmigłowiec latał w kółko. Pilot
szukał dogodnego miejsca, jednak jednak wszędzie panoszyły się
trupy, co uniemożliwiało posadzenie maszyny. Demon powoli zaczynał
tracić cierpliwość. Znał tą okolicę, prawie jak własną
kieszeń...
Pilot kręcił maszyną w te i z
powrotem, bez skutku. Sierżant wskazał mu plac szkoły.
- Nie mogę tam wylądować. Za dużo
ich. – odparł pilot.
- Zejdź trochę niżej, zajmę się
tym! – rzucił dowódca.
- Chyba nie zamierzasz wyskoczyć z
helikoptera i ich rozstrzelać, prawda? – pytanie było
niepotrzebne. Decyzja zapadła.
- Po prostu z wykonaj rozkaz. –
oznajmił Demon. – Hołek, idziesz ze mną?
- Ja mam nie iść? Dawaj, dawaj. –
odpowiedział żołnierz, po czym przeszli do tylnej rampy, którą
zaczęli powoli otwierać.
- Kamil, - rzucił sierżant
spoglądając na pierwszą osobę przy wyjściu. - Osłaniasz nas ze
śmigłowca, jasne?
- Ta jest. – odparł policjant bez
zastanowienia. „Zamierzają wyskoczyć? Oni są chyba pojebani. W
co ja się wpakowałem…” w jego głowie zaczęła krążyć nutka
wątpliwości.
Rampa została opuszczona, śmigłowiec
zniżył się do wysokości kilku metrów.
„Zaczynamy bal”.
Hołek i Demon wyskoczyli ze śmigłowca.
Uderzenie z ziemią zamortyzowali kucnięciem i przyklękiem na jedno
kolano. Automatycznie „skleili” się swoimi plecami, po czym
wyciągnęli pistolety. Jeden skierowany przed siebie, drugi w lewo.
Z góry wyglądali jak znak plusa.
Otworzyli ogień. Celny. Jeden strzał,
jeden trup. Kiedy skończyła im się amunicja w pistoletach rzucili
je na ziemię i sięgnęli po broń główną. Bach, bach, padają
kolejne trupy. W mgnieniu oka plac zrobił się pusty. Demon i Hołek
podnieśli pistolety, przeładowali i schowali do kabur, po czym
przeładowali broń główną.
- Wielki Ptak, możesz lądować, teren
czysty. Odbiór. – rzucił sierżant przez radio.
- Zrozumiałem. Wielki Ptak podchodzi
do lądowania. – odparł pilot po czym zaczął schodzić maszyną
coraz niżej, aż w końcu posadził ją na ziemi.
Z helikoptera wybiegło dziewięć
postaci. Ustawili się za Demona i Hołka tworząc dwa rzędy.
- Delta Brawo, tu Wielki Ptak. Wracamy
do bazy. Kiedy wykonacie zadanie, skontaktujcie się w której SL się
spotkamy. Odbiór. – zacharczało radio sierżanta.
- Zrozumiałem, Delta Brawo bez
odbioru. – odpowiedział dowódca. Klepnął Hołka w ramię po
czym odwrócili się do oddziału. – Meldować się.
- Kate jest.
- Kamil jest.
- Spark jest.
- Tommy i Janek obecni.
- Juri obecny.
- Gwiazdor i Windows też.
- Szczurek jest.
- Świetnie. Słuchajcie, najpierw
pójdziemy do tamtego kościoła. – sierżant wskazał ręką
kościół, którego kontury był zarysowane w mroku. – Jeśli
nikogo tam nie będzie, kierujemy się między bloki. Jeden ze
śmigłowców wciąż lata i nawołuje przez radio ocalałych.
Idziemy w zwartym szyku, ja po środku, po mojej lewej i prawej po
pięciu. Metr góra dwa odstępu. Obserwujcie otoczenie i uważajcie
na moje znaki, jasne?
- Ta jest. – rzucili wszyscy.
- Idziemy ulicą, nie cmentarzem.
Pewnie już powstawali z grobów. – rzucił krótko wyciągając i
odpalając papierosa. Reszta ustawiła się formacją za nim.
Pierwszą dwójkę tworzyli Juri z
Hołkiem, za nimi Szczurek ze Sparkiem, Kate z Gwiazdorem, Kamil z
Windowsem i na końcu Tommy z Jankiem. Skierowali się do płotu.
Demon wspiął się po nim i przeskoczył na drugą stronę.
Rozejrzał się, czysto, machnął ręką do pozostałych. Zaczęli
przechodzić po kolei. Znajdowali się na Konstytucji 3 Maja. Ruszyli
nią w górę, do miejsca gdzie znajdował się kościół. Po drodze
mijali zniszczone samochody, niektóre jeszcze się paliły.
- Ehhhh... Gdzieś tam mieszka moja
była. – rzucił Spark spoglądając na bloki po prawej stronie
ulicy.
- To masz szczęście. – odparł
Hołek. – Bo zmierzamy w tamtą stronę, więc może ją spotkasz
żywą... albo tak nie do końca.
- Bardzo kurwa śmieszne. – oburzył
się Spark.
Na drodze nie było ani jednej żywej
duszy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz