czwartek, 28 sierpnia 2014

Witamy w piekle... #11


Po chwili przerwy, wracam do was z mocnym kopem. Jak mocnym? Przekonajcie się sami (:

Na pytanie, dlaczego zbliżamy się do końca historii, odpowiedź jest prosta i bez zmian. To opowiadanie jest skończone, jeśli chodzi o pisanie. Do jego końca zostało mi nieco ponad 10 fragmentów. Dłuższych i krótszych, przekonacie się niedługo.
Dla wciąż czytających i czekających na więcej, mam też pewną informację. Bez strachu. W drodze jest, wciąż nie skończona, druga część ; )

Pozdrawiam, Cornet.




Intensywna woń rozkładających się ciał, którymi usłana została ulica, była obrzydliwa. Wolno poruszająca się grupa ledwo oddychała. Demon zaciągnął arafatkę na nos i usta, ale i to niewiele pomogło.
Po lewej stronie ulicy znajdowały się stare, betonowe schody, prowadzące do kościoła świętego Rocha. Po prawej zaś, ciągnęły się kamienice z różnymi sklepami. W przerwach między budynkami były małe uliczki.
Hołek podniósł rękę zgiętą w pieść, oddział się zatrzymał. Dowódca natychmiast podbiegł do żołnierza na szpicy.
- Co jest? – spytał nie opuszczając arafatki.
- Przed nami grupa truposzy. Jeszcze nas nie zauważyli, ale mało brakuje. Możemy iść i ich rozstrzelać, postarać się ominąć albo wrócić i wybrać inną drogę. Decyduj. – odparł Hołek. Dean zmielił przekleństwo pod nosem.
- Cofać się jest bez sensu, a ominąć ich i tak nam się nie uda. A strzały zwabią innych. Kurwa, jak nie urok to sraczka. – rzucił bardziej sam do siebie niż do Hołka.
- Więc co robimy? Standardowo, idziemy we dwóch, po czym spierdalamy wszyscy ile sił w nogach? – spytał bez namysłu.
- Nie. – przyjaciel zbadał dowódcę bacznym spojrzeniem. – Spróbujemy ich ominąć. Jeśli się nie uda, strzelamy. Ty pierwszy, ja w środku. – odparł Demon po czym razem cofnęli się do oddziału.
- Co jest znowu grane? – spytała Magda.
Dean ściągnął z ust arafatkę. Dziewczyna ledwo zdusiła w sobie pisk strachu. Demon wyglądał jak … Demon. Blada cera, wystawały mu kości policzkowe, gdyby go takiego zobaczyła na ulicy, nie poznałaby. Reszta oddziału nie zareagowała, wiedziała, że kiedy ten dużo nie śpi, jego twarz zmienia się w kościstą. Stąd ten pseudonim.
- Przed nami grupa zombie. – rzucił jakby nie usłyszał pytania. Jego głos był chropowaty, nie brzmiał tak jak na początku akcji. Kamil obserwował i słuchał go uważnie. – Nie możemy się cofnąć, ani od razu ich zaatakować, jedno i drugie sprawi nam problem. Więc spróbujemy ich ominąć. – oddział spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem. Demon unikający walki. To co najmniej dziwne. – Jeśli się nie uda, otwieramy ogień. Dość już ofiar. Ruszymy w dwóch grupach. Najpierw Hołek, Kate, Spark i Windows. Później ja, Magda, Szczurek, Kamil i Gwiazdor. W takiej kolejności, jasne?
- Ta jest. – odparli wszyscy.
- Idziemy. Niech ten koszmar się skończy. – mruknął pod nosem Dean.
Zombie poruszały się przy schodach do kościoła. Hołek wraz ze swoją grupą szli powoli i ostrożnie. Kiedy prawie wykonali swoje zadanie, Windows kopnął w kamień. Ten potoczył się i narobił hałasu ściągając uwagę zombie. Demon odruchowo podniósł broń do góry, jednak nieumarli zignorowali odgłos.
Grupa znalazła się przy alejce rozdzielającej dwie kamienice. Hołek sprawdził teren i szybko przeszedł obok ciemnej uliczki, zatrzymał się przy rogu drugiej kamienicy i zaczął osłaniać resztę, ci pośpiesznie przeszli i stanęli za nim.
Serce podeszło Deanowi do gardła. Czuł, że zdarzy się coś złego, ale Hołek dał znak, aby ruszać... Więc ruszyli. Powoli i ostrożnie, krok za krokiem.
Byli już przy uliczce, a zombie wciąż ich nie zauważyli. „Czyżby wszystko miało skończyć się dobrze?” przeszło przez myśl praktycznie wszystkich. Jednak, złe przeczucie nie opuszczało sierżanta nawet na chwilę.
Hołek popatrzył się w głąb uliczki, wypuścił z siebie tylko ciche „o kurwa”, po czym ręką zaczął poganiać Demona i jego grupę. Kiedy ten był już przy Hołku z uliczki wypadł zombie, który zaatakował Magdę.
Dziewczyna krzyknęła, ale w porę zainterweniował Szczurek uderzając zombie kolbą karabinu. Z uliczki wypadł kolejny, powalił na ziemię Szczurka i ugryzł go w ramię. Kamil wymierzył i strzelił umarlakowi w głowę, którego krew i kawałki mózgu trysnęła na Magdę. Demon pociągnął dziewczynę za rękę, a ta lekko zataczając się szła za nim. Gwiazdor podniósł Szczurka. Kamil ich osłaniał, strzelając do zombie wychodzących z uliczki. Pomagał mu Hołek z Deanem, który posadził Magdę przy kamienicy.
Zombie spod schodów ruszyły w ich kierunku, Spark natychmiast zareagował otwierając ogień. W jego ślady poszła Kate i Windows.
Gwiazdor podtrzymujący Szczurka ruszył do reszty oddziału. Nie umarli spod schodów zostali wyeliminowani, ale tych z uliczki zdawało się nie być końca.
Dean rozkazał Sparkowi zająć jego pozycję. Gwiazdor, który posadził Szczurka obok Magdy, zaraz dołączył oddziału, którzy wciąż eliminował przeciwników w alejce. Sierżant w tym czasie podbiegł do rannego, wyciągając z plecaka walizkę z antywirusem. W uliczce zaczęła zarysowywać się nietypowa gabarytami postać..
Gdy znalazła się bliżej, okazała się mieć na głowie lniany worek i ubranie rzeźnika. W rzeczywistości, ów twór okazał się być nie tylko wysoki na dwa i pół, ale również szeroki na prawie półtora metra. W ręce zaś dzierżył wielki, stalowy tłuczek do mięsa, wyglądający bardziej jak topór kata.
- Co to, kurwa, jest?! – krzyknął Hołek posyłając serię prosto w głowę wielkiej postaci. Ta zatrzymała się na chwilę, ale zaraz ruszyła do przodu. – DEMON!
Dowódca nie zważając na krzyki, skończył podawać antywirusa. Schował strzykawkę do walizki, a tą do leżącego obok plecaka. Biegiem ruszył w kierunku uliczki.
Kamil, Spark, Hołek i Gwiazdor ostrzeliwali wszystkie części ciała olbrzyma. Ten jednaj ani myślał paść. Kiedy Dean go zauważył, znieruchomiał na miejscu. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim oko w oko...
Zauważył, że olbrzym podnosi topór, aby zadać cios od boku.
- Całość padnij! – rzucił od razu.
Olbrzym wziął zamach. Demon oddał serię ze swojego karabinu, po czym rzucił pod nogi olbrzyma granat. Potwór padł na kolano. Dean podbiegł do niego oddając kilka strzałów, po czym wyciągnął nóż, który wbił po rękojeść w głowę potwora. Dwukrotnie. Zrobił w ten sposób wystarczające wcięcie, aby wcisnąć w nie odbezpieczony granat. „Kryć się!” wrzasnął sierżant. Wszyscy schowali się z rogi kamienic, a Dean wyskoczył przed siebie, kładąc się na ziemi. Jak najdalej od „rzeźnika”.
Wybuchł rozsadził głowę olbrzyma, który padł jak długi. Demon wstał na równe nogi, powoli łapał oddech. Spojrzał na potwora, a po chwili w stronę oddziału. Przy ścianie kamienicy było jedno ciało… bez głowy.
- Nie… - mruknął pod nosem, kierując się w ich stronę. Upuścił karabin i padł na kolana. – NIE! ILE JESZCZE?! KURWA, ILE MOŻNA?! – Sierżant krzyczał w niebo.
Członkowie oddziału nie reagowali, bo dopiero po chwili zorientowali się, że dowódca klęczał przy ciele martwej Sroki.
Dean wziął karabin, podciągnął się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszył do reszty oddziału. Wyciągnął papierosa, nieumiejętnie starając się go zapalić. Ręce całe mu drżały. Wszyscy stali w milczeniu.
- Kto zginął? – spytała cicho Kate.
- Gwiazdor. – odparł ledwo dosłyszalnym szeptem sierżant, któremu w końcu udało się odpalić papierosa.
Zapadła martwa cisza. Demon palił, a ręce cały czas mu drżały. Nikt nie widział go w takim stanie od bardzo dawna. „Czyżby naprawdę wykańczał się psychicznie?” przeszła myśl przez cały oddział.
- Co ze Szczurkiem? – spytał cicho dowódca. Jego głos był przepełniony smutkiem, żalem i ,chyba najbardziej najbardziej, przemęczeniem.
- Jestem cały sir. – odpowiedział podnoszący się spod kamienicy żołnierz.
- Weź amunicję Gwiazdora. Łącznie z granatami. Musimy ruszać dalej. – odparł chłodno Dean. Powoli ruszył przed siebie wzdłuż kamienic, ich głównej trasy do Strefy Lądowania.

Szczurek bez odpowiedzi podszedł do ciała. Zabrał cały zapas amunicji i nieśmiertelniki.
Po chwili, razem z oddziałem, dołączył do sierżanta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz